Zofia Dragan, Naszo mowa

Górale mieli swojego Kazimierza Przerwę-Tetmajera i innych pisarzy, poetów, malarzy zafascynowanych gwarą Podhala. Ślązacy mają swojego Kazimierza Kutza i profesora Jana Miodka, niestrudzenie propagujących gwarę śląską i podnoszących ją w świecie sztuki i nauki. W Wielkopolsce nie mieliśmy szczęścia, by ktoś z autorytetów tej miary tak hołubił naszą gwarę… Zresztą my sami, Wielkopolanie, powinniśmy szczerze uderzyć się w pierś, bo kto ma dbać o popularność i przekaz pokoleniowy naszego starego języka Wielkopolan? Nie liczmy na to, że mieszkańcy innych regionów zrobią to za nas. To my, Wielkopolanie, lubimy robić takie prezenty (ignorancja? obojętność?), że jadąc „w świat”,  by zareklamować Wielkopolskę, zabieramy serwetki z łowickimi wzorami, zespół pieśni i tańca z wiązankami tańców krzeszowskich i podhalańskich oraz kapelę grającą folklor warszawski (przykłady autentyczne). Każdy, kto zajmuje się gwarą wielkopolską, widzi, że nie mamy żadnych spójnych działań, byt gwary jest w rękach pasjonatów rozsianych w różnych stronach regionu.

Tacy pasjonaci są również w Bukówcu Górnym. Staramy się, by te działania były zorganizowane, celowe, kompatybilne i skierowane do różnych grup odbiorców, tak pod względem wieku, jak pod względem zamieszkania, zainteresowań itd. Bo zajmując się gwarą, dobrze jest określić sobie cel: czy robimy to dla chwilowej radochy? Czy do celów naukowych? Czy by zachować w przekazie pokoleniowym umiejętność posługiwania się nią? A potem raz po raz sprawdzać, czy jesteśmy bliżej celu.

[...]

Co mnie boli?

  • Traktowanie gwary przez większość społeczeństwa, władze samorządowe, edukacyjne jako „nieszkodliwe wariactwo”.
  • Brak zainteresowania ze strony kuratorium w Poznaniu, ale i samych szkół, które nie mając profitu w postaci jakichkolwiek „plusów” przy ewaluacjach pracy szkoły, wolą skierować swoją energię na bardziej cenione w tych ocenach działania.
  • Rzadkie, wycinkowe zainteresowanie (albo i jego brak), okazjonalne poparcie i najczęściej symboliczne dofinansowanie ze strony władz samorządowych. Ludziom, którzy w działaniach na rzecz gwary mają duże doświadczenie i liczne wymierne sukcesy, należałoby ułatwiać ścieżkę pozyskania finansów (a może i nagrodzić raz po raz?), a nie traktować na równi z nowymi, nieraz zupełnie nietrafionymi pomysłami na działanie, często niemającymi nic wspólnego z promocją Wielkopolski.
  • Deprecjonowanie gwary – w domach, w szkołach, w towarzystwie. Ciągle żywe jest stwierdzenie, że gwara górali czy Ślązaków jest ładna, a gwara wielkopolska jest brzydka. W szkole wciąż karze się uczniów za naleciałości gwarowe, zamiast je wykorzystywać (chociażby w poprawnej pisowni ortograficznej). Ani w domach, ani w szkole nie odróżnia się też mowy potocznej od gwary! Wszelkie nieliterackie wyrażenia kładzie się na karb gwary, a tak naprawdę są współczesną mową potoczną, niechlujstwem językowym, nieraz slangiem z różnych środowisk.
  • Brak okazji do prezentacji pracowicie przygotowywanych tekstów na konkursy. Może władze powiatowe, wojewódzkie, instytucje kultury organizowałyby konkursy i widowiska, nawet w Poznaniu, by dzieci i młodzież poczuły się dowartościowane zaproszeniem na imprezę wyższej rangi? Poznański konkurs „Godejcie po naszymu” nie jest przykładem dobrych praktyk. Do jednego wora wrzucani są tam dorośli, dzieci, debiutanci, starzy wyżeracze… Jury daje tylko trzy nagrody, według sobie wiadomego klucza. Pozostali nie wiedzą, co zrobili nie tak i w rezultacie więcej się na tym konkursie nie pokazują.
  • Stwarzanie języka, który nazwałam „nowogwarą”. Od dawna obserwuję trend, że dla wielu – tak twórców, jak odbiorców – tekst gwarowy jest tym lepszy, im gęściej naszpikowany słownictwem dyspanseryjnym. Powstaje sztuczny język, a do tego niestety autorzy – czy to przez słabą znajomość gwary, czy też by się „utrzymać w stylu” – używają słów i zwrotów gwarowych w niewłaściwych kontekstach i sytuacjach. Większość odbiorców nie dostrzega tego, gdyż słabo zna gwarę. Dla mnie, dla której gwara była pierwszym językiem i do 6 roku życia język literacki znałam tylko z książek i radia, każdy taki niuans jest dysonansem – sztucznym, a nieraz wręcz śmiesznym, bo słowo czy zwrot użyty w różnych kontekstach oznacza nieraz coś innego!

Co mnie cieszy?

  • Zainteresowanie ze strony naukowców, konkretnie pracowników naukowych Pracowni Dialektologii UAM w Poznaniu.
  • Powstanie, wydanie i świetny odbiór słownika "Co wieś to inna pieśń".
  • Świetny odbiór i ogromne zainteresowanie „Gwarą w sieci”.
  • Spotykanie pasjonatów gwary i współdziałanie z nimi.

[...]

I na koniec: cieszy mnie dostrzeganie walorów gwary przez ludzi kultury i nauki. Przykładem może być skierowana do mnie prośba o przygotowanie przekładu gwarowego i zaprezentowanie satyr prymasa Andrzeja Krzyckiego, dyplomaty i poety odrodzenia. Zostałam poproszona o to przez Towarzystwo jego imienia. Prezentacja miała miejsce w ubiegłym roku na corocznym spotkaniu tego Towarzystwa skupiającego pasjonatów, językoznawców, naukowców, artystów. Kropką nad „i” był też wspaniały odbiór satyr w moim przekładzie i interpretacji.

Fragmenty tekstu: Zofia Dragan, Naszo mowa. Cały tekst - zob.:  PW 2019-3